2015 – Nr 204 – Świetność Koła – trzy pokolenia Freudenreichów
2015 – Nr 204 – Świetność Koła – trzy pokolenia Freudenreichów
Edycja: gazetka była opublikowana 11 maja 2015 roku.
No tak, minęło już dwa i pół miesiąca, a Wy ciągle czekacie na ciąg dalszy relacji z miasta KOŁO. Przepraszam Was. To nawet nie lenistwo, ale nie miałam kilka tygodni dobrego internetu i byłam bardzo skoncentrowana na problemach z książką. Czasem nie da się nadążyć ze wszystkim.
W tej gazetce chcę Wam i sobie przybliżyć historię fajansu kolskiego. Niestety, o ile Włocławek wciąż żyje, to w Kole fajansowa pieśń już przebrzmiała i nic nie wskazuje na to by komukolwiek zależało na reaktywacji. My, Polacy, nie szanujemy swojego dorobku, historii, osiągnięć. To wielka przykrość, gdy jeździmy po kraju i wszędzie trafiamy na upadek, dewastacje, zapomnienie, odrzucenie czegoś, co kiedyś było wizytówką jakiegoś regionu i sposobem na życie mieszkańców.
Ponarzekałam sobie, ale już wystarczy. Teraz zapraszam Was na wyprawę w przeszłość fajansu kolskiego. Warto, naprawdę warto…
Fot. 1 komplet umywalniany
GAZETKA Nr 204 – ŚWIETNOŚĆ KOŁA – TRZY POKOLENIA FREUDENREICHÓW
Zwykle nikt nie lubi wstawek historycznych. Jak napisać, żebyście nie ominęli wzrokiem tych kilku zdań? No cóż, trudne zadanie, ale uważam, że muszę je podjąć. Jedna sprawa to Zakład Fajansu. Tu nie ma niespodzianek. Ano był i nie ma. W świadomości przeciętnego Polaka istnieje fajans z Włocławka i porcelana sanitarna z Koła. A tylko przypadkiem niektórzy kojarzą też Koło z fajansem.
A jakie są twarde fakty?
Fabryka fajansu w Kole powstała już w 1842 roku, a we Włocławku dopiero ponad trzydzieści lat później! W obu miastach zresztą jak grzyby po deszczu powstawały kolejne zakłady. Dziś jednak chciałabym zatrzymać się przy jednej konkretnej fabryce, tej która przetrwała najdłużej. To fabryka prowadzona fenomenalnie przez trzy pokolenia rodziny Freudenreichów. To katolicka rodzina pochodząca z Austrii. Zwróćcie uwagę na to co napisałam: Austria.
Fot. 2 – Muzeum Technik Ceramicznych w Kole.
Pierwszy był Józef Freudenreich, który założył wytwórnię wspólnie z człowiekiem, który w niejednym piecu już ceramikę wypalał. Przyjechał bowiem z Miśni (!), a w Polsce już organizował dwie inne fabryki. Józef nie unikał też innych tematów. Produkował szkło, porcelanę, a sam fajans był tak wysokiej jakości, że czasem był uważany za półporcelanę. Poniżej kilka wyrobów z czasów Józefa Freudenreicha.
Fot. 3,4,5
EDYCJA
W tym miejscu wyjaśnię, że czytacie tekst z 2015 roku, ale zdjęcia wymieniłam. Poprzednio połowa pochodziła z katalogu, teraz zostawiłam tylko jedno. Większość obecnych zrobiłam parę lat później, ale to nie ma wpływu na temat gazetki. Prawa autorskie to zmora, która nie raz wymusi na mnie zmiany podczas rekonstrukcji bloga.
Fot. 6,7,8
Następne naczynia pochodzą z końca XIX wieku, ale źródła raz wspominają o Józefie, żeby potem wskazać na jego Syna, Augusta. Tak czy siak, są piękne i na pewno pochodzą z fabryki Freudenreichów z tamtej epoki.
Fot. 9,10,11
Fabryka rozrastała się jak na drożdżach. Syn Józefa, August, szybko otworzył kolejną. Produkował już ponad 900 wzorów, a każdy w kilku wariantach dekorowania. Też on wytwarzał zestawy sanitarne. Poprzednio Józef stosował tylko reliefy i druk, a jego syn August wprowadził dodatkowo kalkomanie i ażury.
Fot. 12,13,

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Poniżej wyroby z czasów Augusta Freudenreicha.
Fot. 14,15,16,17,18,19,20,21,22

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Fot. 23
składanka naczyń pokazanych w Katalogu jako pochodzące z epoki Augusta.
Fot. 24
Katalog zbiorów Muzeum Technik Ceramicznych w Kole, Koło 2010
W 1904 roku wkroczyło na scenę jego dwóch synów. Oni do asortymentu dodali naczynia malowane ręcznie. Po dziesięciu latach Niemcy zdewastowali zakład do tego stopnia, że nie udawało się go uruchomić aż pięć lat. Jednak Czesław nie poddał się i już samodzielnie poprowadził ją dalej.
Fot. 25 plansza z wystawy stałej – Czesław
W tym miejscu urwę wątek rodziny Freudenreich, a zostanę przy samej fabryce. Przez blisko sto lat właściciele mieli naprawdę szerokie horyzonty, to byli wręcz wizjonerzy. Sprowadzali do Koła wybitnych ceramików i artystów, którzy zajmowali się projektami dekoracji. Czesław Freudenreich założył u siebie archiwum wyrobów rodzinnej fabryki, a w 1930 roku zaproponował utworzenie muzeum w Kole. Jednak miasto nie podjęło tego pomysłu. Muzeum powstało po kilku przymiarkach dopiero w 1975 roku i jego ekspozycja jest szokująco uboga. Najwięcej można zobaczyć w katalogu, a na sam kolski fajans musimy poczekać do czasów urządzenia w Kole stałej wystawy z prawdziwego zdarzenia.
Edycja: powstała już stała wystawa w Ratuszu.
Podczas II wojny światowej fabryka była pod zarządem okupantów, a potem powtórzyła się sytuacja dewastacji fabryki. Państwo polskie po wojnie przejęło ją na własność. W 1962 roku włączono ją w skład Zakładów Wyrobów Sanitarnych w Kole, aby w 1977 roku jednak przyłączyć administracyjnie zakład w Kole do fabryki we Włocławku. Po likwidacji włocławskiej fabryki w 1991 roku budynki w Kole przejął prywatny właściciel. Początkowo działał pod nazwą Fabryka Fajansu JANPOL, później do roku 2008 jeszcze istniała Fabryka Fajansu STANPOL. A potem nie zostało już nic…
Poniżej wyroby z czasów świetności fabryki trzeciego właściciela, czyli Czesława Freudenreicha i do końca gazetki już nie pokażę nic innego, nic z czasów powojennych.
Fot. 26,27
Mówiłam, że warto spojrzeć na historię fabryki fajansu w Kole. Dlaczego? Pominęłam przecież całkowicie wątek samego fajansu. Nie podawałam nazwisk plastyków, ani charakterystyki zdobnictwa. To wszystko zostawiam na którąś kolejną gazetkę. Co więc mam na myśli? Blog jest o fajansie, ale głównie to jest miejsce, w którym dzielę się z Wami moimi przystankami. Takim momentami w życiu, w którym coś widzi się jakby na nowo, ostrzej niż zwykle, tak zupełnie inaczej. I o takich przystankach chcę Wam dziś napisać.
Fot. 28,29
Pierwszy raz zdarzyło mi się to, gdy jako nastolatka odwiedziłam kolegę. Powitał mnie zdumiewającym zwierzeniem. Powiedział, że otworzył encyklopedię i rozpłakał się, bo przeczytał, że ktoś „był dobrym człowiekiem”…
Fot. 30,31

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Drugi przystanek był w Wilnie. Przewodniczka zaprowadziła nas na cmentarz i pokazała nagrobek CZŁOWIEKA. To był majętny urzędnik (chyba?), który żył bardzo skromnie i wszystkie swoje zasoby przeznaczył na pomoc ludziom potrzebującym. Po jego śmierci ludność miasta zrobiła zbiórkę pieniędzy na ten nagrobek. A więc tacy ludzie istnieją. Bardzo rzadko w telewizji pokazuje się tych, którzy całym życiem dowodzą swojego człowieczeństwa. Oglądamy morderców, psychopatów, złodziei, aferzystów. To wszystko jest takie medialne i interesujące. W codziennych informacjach nie ma oni słowa o trudnych decyzjach, o pomocy, o trwaniu, o służbie drugiemu. To nudne, trudno byłoby dziennikarzowi wybić się na takich wiadomościach. Owszem, zdarzają się filmy na przykład o Matce Teresie, ale to i daleko, i dawno, i nie o normalnych ludziach. Nie wiemy praktycznie nic o postaciach historycznych. Ot, ktoś wygrał, albo przegrał jakąś bitwę. Kogoś zamordowali, kogoś wygnali, uwięzili. A to jacy byli, do czego dążyli, to już jest nam obce. Nie mamy na kim się wzorować, bo nie znamy wcale ludzi żyjących wokół nas, którzy wyznają jakieś wartości.
Fot. 32,33,34
Trzeci raz przystanęłam oglądając program o młodzieży polonii amerykańskiej, o potomkach rodów arystokracji polskiej, którzy po wojnie zostali na obcej ziemi. Zdumiały mnie wypowiedzi młodych ludzi, którzy przejęli z mlekiem matki przeświadczenie, że mają służyć swoim życiem ludziom i Polsce. Kto tu na miejscu, w kraju wpaja dzieciom taki patriotyzm? Postawa służebna jest postrzegana jako głupota i naiwność, zbędny balast, który trzeba w dziecku szybko wyplewić.
Fot. 35,36,37
Wracam do Koła. W muzeum były portrety dwóch właścicieli fabryki. Nic mnie to nie obchodziło. Podobnie potraktowałam zdawkową tablicę w Kościele. Ot, jeszcze jedna… Ale coś mnie tknęło. Dlaczego znalazły się na niej słowa, które skojarzyłam z tymi w encyklopedii? Rodzina może puścić wodze fantazji. Coś chcieli napisać i napisali, ale dlaczego akurat o patriotyzmie i o zasługach? Czy to faktycznie prawda? Czy dotykam tajemnicy prawdziwego człowieka, który zdołał wydobyć z siebie to co najlepsze?
Fot. 38
Poszłam tym tropem. Zaczęłam szukać. Czesław Freudenreich uczył się w Kaliszu, potem w Warszawie. Pracował u ojca. W 1905 roku ożenił się. Przez lata z powodzeniem prowadził fabrykę. Jednak jakim był człowiekiem? To ciekawe, bo wymagał solidności i punktualności, a jednak przez robotników był bardzo szanowany. Był wyjątkowo pracowity i energiczny. Budził zaufanie. Bardzo szybko zajął się dobroczynnością. Fundował stypendia, patronował Kolskiej Macierzy Szkolnej. Został jeszcze w czasach zaborów prezesem Towarzystwa Muzyczno-Dramatycznego „Lutnia”, które starało się podtrzymywać polską świadomość narodową. Tam ujawnił talent reżyserski i aktorski. To nie koniec. Należał też do Towarzystwa Wspomagania Ubogich i Towarzystwa Wzajemnego Kredytu. Wypisz – wymaluj to realizacja tego nastawienia, które przetrwało u młodzieży polonijnej. Życie jest okazją do służby ludziom i krajowi. A przecież Czesław wzrastał w jeszcze wtedy, gdy Polska nie istniała ma mapie, a zaborcy nie ustawali w staraniach, żeby patriotyzm wykorzenić i uniemożliwić naszej inteligencji jakiekolwiek działania na rzecz polskości.
Fot. 39

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
W roku 1918 (odzyskanie niepodległości) stanął na czele Wydziału Bezpieczeństwa i Milicji Obywatelskiej Powiatu Kolskiego. Nie spoczął na laurach. Był aktywnym radnym i wspomagał działalność straży ogniowej. Dwadzieścia lat później został wiceprezesem Oddziału Miejskiego Obozu Zjednoczenia Narodowego w Kraju.
Zaniepokojony rosnącym znaczeniem Hitlera włączył się w nurt propagandy antyhitlerowskiej. Miał już siódmy krzyżyk na plecach. Nie jest niczym dziwnym, że zaraz po wkroczeniu Niemców do Koła, Czesław został aresztowany. Już 10 listopada Niemcy rozstrzelali Czesława razem z jego córką Krystyną.
Starałam się jak najkrócej pokazać Wam wielkość Człowieka, który każdą chwilę swojego życia poświęcił Polsce i ludziom. W swoim pamiętniku pierwszego września zapisał duchowy testament, żeby zawsze w imię Ojczyzny żyć i pracować na jej pożytek.
Wobec świadectwa jego życia mniej ważne wydało mi się opisywanie dziś technik zdobienia fajansu. Owszem trochę wyrobów zobaczyliście, ale więcej o tym fajansie opowiem w innej gazetce. Dziś mam do Was gorący apel, żebyście czasem spróbowali prześledzić życie kogoś, czyje imię nosi Wasza ulica, albo czyj skromny pomniczek stoi w parku. Może znajdziecie w życiorysie tego człowieka coś co pomoże Wam zaplanować swoje? Potrzebujemy wzorów, a dobrych ludzi naprawdę nie brakowało.
Fot. 40